Z Wojciechem Iwasieczko, dyrektorem Publicznej Szkoły Podstawowej nr 11 z Oddziałami Integracyjnymi w Dębicy rozmawia Katarzyna Sobieniewska – Pyłka
Certyfikaty szkoły z klasą, lidera integracji, szkoły promującej zdrowie, tytuły najlepszej szkoły na Podkarpaciu: sporo tego jak na jedna szkołę. Jak się tworzy tak doskonała placówkę?
To trudne pytanie, bo wcale nie uważam, że jesteśmy doskonali. Wręcz przeciwnie, sądzę, że jeszcze jest u nas wiele do zrobienia. Poziom do którego dążymy jest znacznie wyższy.
Ale szkoła ta jednak różni się od innych. Czym przede wszystkim?
Różni się, bo jesteśmy szkoła integracyjną. Siłą rzeczy musi być więc inna. Mamy specyficzne potrzeby, ze względu na naszych uczniów z klas integracyjnych, którzy borykają się z różnymi dysfunkcjami. Musimy się w to wszystko wczuwać, musimy do każdego ucznia podchodzić indywidualnie i z każdym radzić sobie w sposób najlepszy, jaki tylko potrafimy. Każdy kolejny rok sprawia, że stajemy przed coraz nowymi wyzwaniami, których musimy się na nowo uczyć, by móc im sprostać.
Sam sukces, jeżeli można o takim mówić, leży w tym, że udało nam się wspólnie stworzyć rewelacyjny zespół i mam tu na myśli nie tylko samych nauczycieli, ale też rodziców. I wydaje mi się, że to nie jest slogan, że szkoła nie może istnieć bez rodziców. Jeżeli rodzice chcą razem z nauczycielami pracować dla dobra ich dzieci, to w tym właśnie leży sukces. Nam udało się tę wspólną płaszczyznę odnaleźć. I sprawić, by znakomicie działała.
Sukcesem jest też pewnie popularność tej szkoły?
Rzeczywiście z roku na rok przybywa nam uczniów, co w sytuacji niżu demograficznego jest dość nietypowe. To z pewnością zasługa rodziców, którzy zauważyli, że nasza szkoła stwarza specyficzny klimat. Ważna jest też dobra współpraca szkoły z władzami miasta. Bo bez względu na to, kto jest burmistrzem, zawsze odczuwaliśmy przychylność ze strony władz. A to też niezmiernie ważne, bo to się właśnie przekłada na nasze drobne, codzienne sukcesy.
Państwa szkoła, jako jedna z nielicznych w tym regionie, ma klasę dla uczniów niewidomych i niedowidzących. To spore wyzwanie.
Rzeczywiście, kiedyś byliśmy jedyną szkołą na Podkarpaciu mającą takie możliwości. Wzięło się to stąd, że kilka lat temu szkoły z oddziałami integracyjnymi dostały sprzęt dla osób niewidomych i niedowidzących. Dodam, ze jest to sprzęt bardzo drogi. I wtedy zrodził się pomysł, żeby ten sprzęt trzeba wykorzystać. Udało nam się zebrać w jedynym roczniku piątkę takich dzieciaków i stworzyć dla nich specjalną klasę. Nawiązaliśmy współpracę z Polskim Związkiem Niewidomych oddział w Dębicy oraz z Podkarpackim oddziałem w Rzeszowie i dzięki pomocy specjalistów zrobiliśmy u nas w szkole stosowna bazę. Po prostu otworzyliśmy się na świat. I na potrzeby nie tylko naszych uczniów. Bo i starsze osoby niedowidzące korzystały z tego sprzętu.
Poza tym zawsze traktowałem dzieci niewidome, jako najbardziej skrzywdzone przez los. I w sytuacji, gdy najbliższy ośrodek dla nich jest w Krakowie, chciałem zrobić coś, co pozwoliłoby na możliwość nauki na miejscu, blisko domu, z rodzicami. To najlepsze co można było zrobić. W tej chwili mamy u nas jednego takiego ucznia, w drugiej klasie. Pewnie kiedyś od nas odejdzie, właśnie do Krakowa, ale chcemy, by stał się do tego czasu jak najbardziej samodzielny, dorosły.
Żeby prowadzić klasę o takim profilu potrzebni są z pewnością wysokiej klasy specjaliści?
Chylę głowę przed moimi nauczycielami za to, że są bardzo ambitni i chcą się kształcić. Dlatego problemu ze specjalistami na szczęście nie mamy.
Szkoła nr 11 słynie też z wyjątkowo zdolnych uczniów, którzy są laureatami i finalistami wielu olimpiad przedmiotowych.
Co roku mamy ich wielu. To prawda. Tamtego roku mieliśmy 12 laureatów i 10 finalistów. Byliśmy pod tym względem najlepszą szkoła na Podkarpaciu. Podobne wyniki osiągnęliśmy trzy lata temu. W tym roku mam nadzieje, też zajmiemy podobną lokatę. To ogromnie cieszy, bo najlepiej pokazuje poziom nauczania. Ale musimy robić wszystko, by nie popaść w samouwielbienie. Bo wiele jest jeszcze przed nami. Mimo tytułów i certyfikatów.
Wiele, to znaczy co?
Przede wszystkim to, co może pomóc uczniom. Jeszcze kilka lat temu nikt nie słyszał o problemie Eurosieroctwa, dziś jest on coraz bardziej powszechny. Mamy wiele przykładów rodzin, w których jest tylko jedno z rodziców, bo drugie pracuje za granica, albo nawet rodziny takie, w których oboje rodzice wyjeżdżają do pracy za granicę, a dziećmi zajmuje się ciocia, czy babcia. Takie sytuacje są fatalne w skutkach dla dziecięcej psychiki. A to przenosi się na grunt szkoły. To problem, z którym nie tylko my, ale każda szkoła wcześniej czy później będzie musiała się spotkać. I trzeba zrobić wszystko, by się do niego przygotować.
Druga sprawa do której musimy się przygotować, jako szkoła integracyjna szczególnie, to problem autyzmu, który stał się chorobą coraz bardziej powszechną. Dlatego kształcimy naszych nauczycieli do pracy z takimi dzieciakami. To dzieci bardzo często wybitnie zdolne i mądre. Potrzeba więc fachowców, którzy będą potrafili odnaleźć ich talenty i umiejętności, jednocześnie eliminując pozostałe deficyty i pomóc tez odnaleźć im ich życiową drogę.
Czy szkoła, która ma tak dobra renomę potrzebuje organizować dni otwarte by zachęcić uczniów do rozpoczęcia nauki właśnie tutaj?
Organizujemy dwojakiego rodzaju dni otwarte. W każdy trzeci czwartek miesiąca mamy tu dzień otwarty dla rodziców. I nie jest to zwykła wywiadówka, na której często nie można opowiedzieć o wszystkich problemach uczniów, tylko indywidualna rozmowa z rodzicem, o konkretnych problemach. Oczywiście organizujemy też dni otwarte przy zapisach do szkoły. Są bardzo potrzebne, szczególnie dla rodziców naszych przyszłych uczniów, by mogli się zapoznać z całą ofertą szkoły i świadomie podjąć decyzję. Dziś rodzice są bardzo wymagający. Często zapisują dzieci do kliku szkół jednocześnie i dopiero w sierpniu podejmują ostateczna decyzję.
Zdarza się, że nie jesteście Państwo w stanie przyjąć wszystkich chętnych?
Obawiam się, że w tym roku może dojść do takiej sytuacji. Pewnie niektórych uczniów z poza obwodu nie uda nam się przyjąć, choć bardzo nad tym boleję. Tym bardziej, że jeśli rodzic decyduje się na przywożenie dziecka z drugiego końca miasta, lub też wręcz spoza, to znaczy , że wybrał świadomie naszą szkołę.
Życzę, żeby jednak do takich sytuacji nie doszło i dziękuję za rozmowę.