Walczę nie tylko o swoją gminę, ale o cały region. Dlatego apeluje do sumienia marszałka województwa, by pomógł nam się rozwijać! Ze Stanisławem Rokoszem, wójtem gminy Dębica rozmawia Katarzyna Sobieniewska – Pyłka
Jest Pan wójtem jednej z najbogatszych gmin na Podkarpaciu. W czym tkwi jej siła?
Budżet naszej gminy wzrósł w ciągu ostatnich lat z 20 do 80 mln zł. Ale nie stało się przypadkowo i nie od razu. Trudno nie mieć satysfakcji, która z jednej strony poparta jest tymi liczbami, a drugiej strony tym, że dziennik Rzeczpospolita, jeden z najbardziej miarodajnych publikatorów danych statystycznych, pokazał, że nasza gmina, jako jedna z 1700 gmin wiejskich w kraju, jeśli chodzi o całokształt rozwoju uplasowała się na piątym miejscu. W tym samym rankingu gmin zajęła szóste miejsce w kategorii innowacyjność, a jeśli chodzi o pozyskanie pieniędzy unijnych – znalazła się na miejscu dwudziestym pierwszym. Wystarczy powiedzieć, że w ciągu ostatniej kadencję udało nam się pozyskać 80 mln. zł. Nasze działania społeczne i gospodarcze są oceniane więc wysoko. Teraz chcemy działań ponadregionalnych.
Siła gminy tkwi w tym, że mamy autostradę, ponad dwa tysiące różnego rodzaju podmiotów gospodarczych. I potentatów takich jak Olimp Labs, producenta suplementów diety, największy zakład tej branży w Europie, który buduje zaplecze logistyczne właśnie w naszej gminie. Cały zakład też mieści się tutaj. Mamy również u nas fabrykę farb i lakierów „Śnieżka”, jest też Lerg, zakład branży chemicznej. A obok Kronospan.
Walory przyrodnicze tego miejsca są także ogromne. Z jednej strony pogórze, lasy, z drugiej lecznicze wody….
I własnie te walory powodują chęć działań ponadregionalnych, do których należy przede wszystkim przywrócenie uzdrowiska w Latoszynie, które na naszych terenach funkcjonowało jeszcze przed wojną. Wody w Latoszynie są porównywalne do wód w takich uzdrowiskach jak Solec, Busko, czy Horyniec.
I druga, niemniej ważna rzecz, z gatunku ponadregionalnych, to utworzenie drugiej podstrefy ekonomicznej, gdzie według prognoz mogłoby się znaleźć się od 800 do 1000 nowych miejsc pracy. Wydawać mogłoby się, że te cele subregionalne, a nawet krajowe, zyskają aprobatę władz województwa, jednak to właśnie marszałek zablokował nam reaktywacje Latoszyna. I tak samo się dzieje z rozwojem strefy. Nie możemy otworzyć podstrefy, jeśli nie uzbroimy terenów, a na to również nie otrzymaliśmy funduszy. Apeluję więc do sumienia marszałka, by wspomógł naszą inicjatywę. Dla urzędnika przełożenie sprawy nawet o rok i to i tak pewnie szybkie działanie. Dla inwestora już nie. Jeśli nie będzie mógł zainwestować tutaj, u nas, znajdzie inne miejsce. A szkoda byłoby, bo inwestowaniem zainteresowani są przedsiębiorcy z naszego rejonu.
Co władze gminy zamierzają z tym zrobić?
Mamy oczywiście alternatywne rozwiązania, póki co jednak nie chcemy wyręczać marszałka w jego obowiązkach i czekamy. Mamy nadzieje, że w przypadku uzdrowiska marszałek zrozumie, że to też turystyka i promocja całego regionu, całego Podparpacia nie tylko w kraju, ale również za granicą. Uzdrowisko to też nowe miejsca pracy. Jeśli poparcia nie będzie, poradzimy sobie w inny sposób. Mamy status uzdrowiska, nie wyobrażam sobie, żeby to zaprzepaścić.
To główne problemy gminy?
Zdecydowanie tak. Jeśli chodzi o resztę planów gospodarczych zapisanych w naszej strategii, o to nie musimy się martwić. W ciągu 30 lat, czyli przez cały czas kiedy jestem tutaj wójtem, otrzymywaliśmy różne wyróżnienia krajowe i wojewódzkie jako gospodarna gmina. Ciągle też pytano mnie o efekty pracy. Można oczywiście zmierzyć ilość dróg, chodników, czy innych inwestycji. Ale to przecież podstawowe zadania działalności wójta i rady. Za to wójt bierze pieniądze. Łaski nie robi, żeby budować. Sztuka jest wyjść poza własne podwórko i budować ludzkie zaufanie.
Jak przekonać ludzi, by przez 30 lat głosowali na tego samego człowieka?
Byłem tu w okresie, który został poddany totalnej krytyce i jestem teraz, bo najważniejsze jest dla mnie zaufanie ludzi. I chyba udało mi się go zdobyć, bo od lat moje popracie od wyborców wynosi od 70 do 90 proc. A społeczeństwo w naszej gminie jest dość złożone. Niektóre osiedla składają się w znacznej większości z osób przyjezdnych. Są takie, gdzie tubylcy stanowia zaledwie 30 proc. całej społeczności. Ich trzeba zintegrować z miejscowymi.
Są i takie osiedla, w których mieszkańcy są bardziej związani z miastem, niż z nami, czyli z gminą, a swoje miejsce zamieszkania traktują wyłącznie jak sypialnie. Jedni mieszkają na terenach pogórza, inni na nizinach. Mieszkańcy gminy mają rożne charaktery i oczekiwania, i trzeba to wiedzieć. I znaleźć wspólny mianownik. Przez lata się próbuje to robić. Cieszę się, gdy mi się to udaje, choć oczywiście w każdej społeczności znajdują się jacyś niezadowoleni. O ich zaufanie staram się też walczyć. I to najważniejsze zadanie jakie sobie postawiłem.
Fot. KATARZYNA SOBIENIEWSKA – PYŁKA