Z Piotrem Żyburą, przewodniczącym Rady Gminy Dębica i sołtysem Pustkowa – Osiedla rozmawia Katarzyna Sobieniewska – Pyłka
Sesje Rady Gminy Dębica słyną w okolicy z niebywałego porządku. Radni zgodnie podejmują uchwały, burzliwe rozmowy są rzadkością. Jak można wypracować taki niemal pruski porządek?
Przedstawiciele samorządu powinni pracować dla ludzi, nie dla polityki. A wszelkie waśnie i spory wybuchają właśnie na tle politycznym. U nas, choć opcji politycznych jest wiele, rzeczywiście nie ma sporów. Jestem trzecią kadencje przewodniczącym Rady Gminy i czwartą radnym i nie przypominam sobie, żeby jakaś polityka zadecydowała o podjęciu, czy też nie podjęciu uchwały.
I przez wszystkie te lata kiedy jest Pan w radzie wszystkie uchwały zostały podjęte?
Może jedna została wycofana, ale nie dlatego, że była jakaś różnica zdań pośród radnych, ale dlatego, że trzeba ją było poprawić ze względu na pewne niedograne procedury. Poza tym nie przypominam sobie uchwal, które by nie przechodziły. Jeśli już są omówione przez komisje, to zostają zaopiniowane, więc nie ma powodu by je odrzucać. Oczywiście nie zawsze wszystko przegłosowywane jest jednomyślnie, czasem jeszcze na sesji dyskutujemy. Czasem też ktoś zmienia zdanie, i choć najpierw był za, po kilku dniach przemyślenia jest przeciw. Nie jestem za tym, żeby wszystkie uchwały przechodziły jednogłośnie. Każdy radny ma prawo mieć swoje zdanie i swoje wątpliwości. Źle by było, jednak gdyby sprzeciw wiązał się z argumentami: nie bo nie. Ale tak się na szczęście nie zdarza.
Które projekty uchwał budzą najwięcej emocji?
Na pewno te związane z inwestycjami. Ale dopracowaliśmy się tego, że mamy konkretne plany, gdzie w danym roku prowadzimy inwestycje. Podział jest taki, żeby nikogo nie pominąć. I żeby nie było żadnych wątpliwości, że podział jest sprawiedliwy wyciągnąłem kiedyś obietnice wyborcze i okazało się, że ponad 95 proc. z nich zostało zrealizowanych. Mało tego, nie było sołectwa, w którym nie było co najmniej dwóch dużych inwestycji. Chyba dlatego nie ma między radnymi żadnych zgrzytów.
A czy jest jakaś uchwała, która najgłębiej zapadła w pamięć Pana, jako przewodniczącego Rady Gminy?
Kilka lat temu grupa mieszkańców Brzeźnicy wystąpiła z inicjatywą przyłączenia do Pustkowa – Osiedla. A to dlatego, że numeracja domów, która wtedy obowiązywała, była bardzo uciążliwa dla mieszkańców. Numer 262 sąsiadował z numerem 450, obok był numer 700. Bałagan przeszkadzał nie tylko mieszkańcom, ale też kurierom dostarczającym paczki. Ponieważ miejscowość ta leży na pograniczu z Pustkowem – Osiedlem, jej mieszkańcy przyszli do rady z pomysłem przyłączenia. Było referendum, konsultacje, sporo emocji i kontrowersji, a na koniec rada gminy podjęła uchwałę, by pozostawić miejscowości w starym porządku, czyli oddzielnie, ale za to w Brzeźnicy zostały wprowadzone nazwy ulic, zrobiono nową numerację i zapanował porządek. I o to przecież chodziło, żeby mieszkańcy byli zadowoleni.
Czy bycie przewodniczącym Rady Gminy i sołtysem jednocześnie przeszkadza, czy pomaga w pracy radnego?
To zbieg okoliczności, że jestem przewodniczącym rady gminy. Zacząłem od sołtysowania. A właściwie od przewodniczącego rady osiedla, bo sołectwo utworzyliśmy dopiero w 2000 roku. Wcześniej nie byliśmy ani wsią, ani miastem. Byliśmy po prostu osiedlem. Ale po zmianie podziału administracyjnego kraju, osiedla zostały zlikwidowane, więc trzeba było podjąć działania byśmy jakoś zaistnieli w nowej rzeczywistości, albo jako wieś, albo jako miasto. I tak zaczęła się moja praca w samorządzie. Później zostałem radnym gminy i przewodniczącym rady.
Na pewno doświadczenia z bycia sołtysem mi pomogły, a w pełnieniu jednocześnie tych dwóch funkcji nie dostrzegam konfliktu interesów. Poza tym nie jestem jedynym radnym, który pełni funkcje sołtysa. Jest nas kilku w radzie.
Ale te połączone funkcje pewnie zabierają mnóstwo czasu.
Paradoksalnie najwięcej czasu zabiera mi bycie sołtysem. To na głowie sołtysa, nie radnego są wszystkie sprawy porządkowe we wsi, dziury w drodze, chodniki. Wiele jest takich codziennych, przyziemnych spraw, którymi sołtys się musi zajmować, bo od tego jest. I kiedy przychodzą do mnie mieszkańcy, to nie do radnego, tylko do sołtysa. Ale nie narzekam. Jestem po to, by pracować dla ludzi. I jako sołtys i jako radny. Po to zostałem wybrany.
Jednak poza pracą ma czas na Pan swoje pasje, choćby sportowe.
Kiedyś byłem pasjonatem turystyki. Szczególnie lubiłem, razem z moją żoną i z młodzieżą włóczyć się po górkach. Przez 25 lat prowadziłem koło turystyczne. I każdy weekend wybywałem z domu, by zdobywać Beskidy lub odwiedzać Parki Narodowe.
Dziś, ze względu na stan zdrowia, turystyka poszła niestety w odstawkę, gram za to w siatkówkę, amatorsko. Od lat, właściwie od momentu kiedy w gminie zrobiliśmy halę sportową, odbijam piłkę regularnie, w każdą środę od godziny 18.30. To taki czas tylko dla mnie i dla zdrowia. Nie odbieram wtedy telefonów, nie spotykam się z wyborcami. Z odbijania piłki rezygnuje tylko wtedy, gdy plany treningowe pokrzyżują mi jakieś sprawy rodzinne – bo rodzina zawsze była i jest dla mnie najważniejsza.